Z gory przepraszam za brak polskich znakow i literowki - mamy tu w Marakeszu troche inne klawiatury, a chce nadrobic wpis z wczoraj.
Jeszcze na Pomorzu zdazylismy zrobic ostatnie zakupy (ja np 2 rozne fajne buty, o czym z pewnoscia nie omieszka napisac Jola w swoim geoblogu) i zjesc pyszna fladre w sopockiej knajpie Piaskownica.
Do Frankfurtu lecialo sie bosko, choc oczywiscie troche ciasno. Wylot 21:40. Zrewidowalem wszystkie swoje przesady odnosnie RyanAir - bylo szybko, sprawnie, punktualnie, milo... no i tanio. Jednym slowem - mozna polecic (poleciec). Na miejscu bylismy przed czasem, dzieki czemu zdazylismy jeszcze wypic herbate w jednej z ostatnich otwartych knajp na lotnisku. Potem szybki nocleg na podlodze (takich jak my nurkow bylo sporo i nikomu nie przeszkadzalismy) i juz. Lot do Marakeszu poszedl jak z platka.
O tym w nastepnym wpisie, a teraz sprobuje wrzucic zdjecia.
...
Tak Strz - w trakcie - Ty lepiej spij dziewczyno, bo u Was to juz cisza nocna :D