O rany... Ale to ciezko idzie. Siedzimy tu z Jola, kazdy pisze swojego bloga i narzekamy - wszystko dziala cholernie wolno i ciezko sie pisze na francusko-arabskiej klawiaturze. Zdjecia laduja sie po 10 minut jedno...
Mielismy na razie udany dzien, a to jeszcze nie koniec. Po przylocie szybko zabralismy sie taksowka do marakesztanskiej mediny, czyli starego miasta. Cena za tzw. petit taxi (w naszym przypadku mercedes beczka), po udanym debiucie Joli w targowaniu = cena autobusu za nas czworo, czyli 80 MAD (zwanych potocznie wariatami). Na miejscu Jola sie rozkrecila i zalatwila hotel po niezlej cenie (55 MAD ode lba). Potem prawem serii - samochod tez tanio (zobaczymy czy jutro przyjedzie;). 3600 MAD za 11 dni z pelnym ubezpieczeniem, podobno 7-mio miesieczna Dacia Logan:D. Bedzie sie dzialo... Potem sporo chodzilismy po medinie, zgubilismy sie, odnalezlismy, jedlismy w prawdziwej i nieprawdziwej (turystycznej bardziej) knajpie. Zaraz idziemy zaznac rozkoszy nocnego zycia Marakeszu.
Musze spadac. Uzupelnie jutro.