No tak... Znowu problemy z nadazaniem, ale tym razem nie z powodu braku dostepu do Internetu, bo z tym tu spoko, ale z racji nocnych rozrywek. Spotkalismy sie wczoraj ze znajomym Krzyska ze studiow, jego wietnamska zona i ich synkiem, Mieszkiem.
Spedzilismy b. przyjemny wieczor w knajpie. Bylo pysznie - ryby (w tym pyszny wegorz), krewetki, slimaki, sushi po wietnamsku (czyli nie takie zawijane, ale po prostu na talerzu) - w najrozniejszych ksztaltach. Potem odwiezlismy zensko-dziecieco czesc rodziny do domu i kontynuowalismy wieczor w ulicznej knajpie, jedzac m.in. suszona osmiornice i... jak to nazwac... kacze embriony? No w kazdym razie kaczki jeszcze w jajkach;). Ciekawe doswiadczenie (na tyle, ze Krzysio-twardziel zjadl 2 szt.). Do tej pory nie wiedzielismy, o co chodzi z jajkami lezacymi na ladach takich malych jadlodajni, gdzie ludzie siedza na mikroskopijnych krzeselkach i spedzaja kupe czasu, a tu prosz...
Wrocilismy taksowka (8000 dongow/km - taksowkarz nabija jakas sume "za otwarcie drzwi", ale wlicza sie ona w kilometry). Poszlismy spac kolo polnocy w niezlych nastrojach.