No hej. Dzisiaj przed nocna podroza (12h autobusem "siedzacym" [11$ za bilet]) do Na Trang, postanowilismy pojezdzic rowerami (wypozyczenie 1 szt. na caly dzien - 1$). W ten oto sposob zwiedzilismy kawalek wietnamskiej wsi w poszukiwaniu pagod. Obejrzelismy za to grob Japonczyka, ktory umarl tutaj w 1665 r. (w Hoi An byla w XVII w. cala duza dzielnica zamieszkana przez Japonczykow). Trafilismy tam troche przypadkiem - z pola ryzowego przybiegl do nas miejscowy rolnik i zaprowadzil nas na miejsce truchcikiem za jedynego dolca;). Potem zaprezentowal nam staruszenke, ktora sprzata ten i pozostale 4 japonskie groby w okolicy. Robi to dla dobra historii zapewne, ale od nas poprosila rowniez dolarka. Potem zwiedzilismy napotkana po drodze swiatynie i cmentarz.
Po poludniu Krzysiek i Agnieszka wprowadzali ostatnie poprawki do swoich nowych ciuszkow. A dalej - jazda rowerem na Chinska Plaze, gdzie wreszcie udalo mi sie polatac latawcem i gdzie troche pohandlowalismy z plazowa sprzedawczynia dobr wszelakich (od mydla do powidla, a raczej od masci tygrysiej do lusterek i ananasow).
Bede konczyl - sprobuje wrzucic jakies zdjecia.
Pozdrawiamy i czujemy sie pozdrowieni.
m&m