Taaaak... Najpierw: z serii "odpowiedzi na sto pytan do" - roznica czasu miedzy nami to w tej chwili 6 godzin - calkiem ladnie, bo kiedy to pisze u nas jest 20:15, a u szanownych panstwa - 14:15. Siedzicie wiec w pracy, a my po calym dniu wrazen, po obfitej obiado-kolacji, dogorywamy powoli przy komputerach przed pojsciem spac. Na drugie pytanie odpowiadam: tak - Siwa je caly czas paleczkami. Darowala sobie tylko zupy, bo zajmowalo jej to za duzo czasu. W ogole darowala sobie zupy;). Krzys nie jezdzi na wietnamskich konikach. Zasadza sie za to prawdopodobnie na jakas wietnamska swinke (dziwnie to zabrzmialo...). Pozostalych pytan nie pamietam i prosze o ich przypomnienie.
Dzisiaj - zgodnie z tytulem niniejszego wpisu do pamietniczka - zalozylismy skuterowy gang. Sklada sie ow z 2 skuterow, 2 lasek i 2 przystojniaczkow. Pojechalismy ta klawa banda do My Son pozwiedzac ruiny czamskich swiatyn z VIII - XII w. (bilet - 60 000 "tych ich bongo-bongow"). Bylo fajnie i przez pewien czas nawet cieplo.
Potem wracalismy (zapomnialem napisac, ze to w jedna strone jakies 45 km) w rosnacym ruchu drogowym i bylo mniej przyjemnie. Mielismy - a co! - takie bardziej zaawansowane (i tansze, bo po 3$;)) skutery, w ktorych trzeba zmieniac biegi (automat - cale 6$). My z Siwecka pierwszy raz takim pojazdem sie poruszalismy, ale zyjemy. Krzysiek z Agnieszka juz po Indiach doswiadczeni zasuwali przodem.
Postanowilismy z Monika po powrocie do domu kupic fajny skuter i jezdzic nim sobie po okolicy, ew. do pracy.
Jutro dalszy ciag Hoi An - zwiedzimy prawdopodobnie ze dwie pagody i Chinska Plaze, gdzie - nie ma bata - bede puszczal latawca.
Trzymajcie sie. Teraz postaram sie wrzucic kilka zdjec. Jak znam zycie, to uda sie z 2, gora 3.