Rano wyruszylismy z naszego "przypadkowego" noclegu w Chantaburi - najpierw autobusem, potem promem. Poszlo gladko i bez opoznien. Na miejscu - od razu na brzegu - wypozyczylismy skutery na cale 4 dni (150 batow/dzien, ale juz 400 B/4 dni).
Pojechalismy przodem we trojke: Aga, Krzysiek i ja, a Siwa zostala z plecakami w taksowce, ktora miala ja odstawic na z gory upatrzona pozycje. Niestety okazalo sie, ze po naszym odjezdzie pan taksowkarz zmienil zdanie i powiedzial Siwej, ze za 50 umowionych wczesniej batow nigdzie jej nie zawiezie, i ze ma zaplacic 150. Jak nie, to niech wraca promem i nie zawraca glowy. Byl przy tym mocno chamski i szybko zapomnial angielskiego, zeby za duzo nie dyskutowac. Co robic... Siwa zaplacila, na miejscu zwyzywala go po polsku (bo jeszcze nie omieszkal jej zrzucac, zamiast podawac placakow z dachu taksowki) i rozstali sie.
Tymczasem my szukalismy miejsca na 4 noclegi. K&A wzieli czesc wybrzeza "do Siwej", a ja "od Siwej" w przod. W rezultacie poznalismy bogata oferte noclegowa wyspy: od swietnych bungalowow po 3000-4000 B do slabych bungalowow po 150 B. Zadne jednak z tych miejsc nie odpowiadalo nam w pelni.
Po 3, czy 4 h poszukiwan zdecydowalismy sie przejechac jeszcze do 2 miejsc, ktore wskazywal nam przedtem Mayor (to ten gosc, z ktorym bylismy na wietnamskiej wsi). Pierwsze bylo bardzo drogie, drugie - o malowniczej nazwie "Porn's Bungalows" - strzal w dziesiatke. Za 300 B/noc mamy jak w raju;) - male, drewniano-slomiane domki na samej plazy.
Tu zostaniemy jakis czas, a potem - powoli wracamy do domu.
Pozdrawiamy!