No prawie good bye... Jutro opuszczamy Wietnam i przekraczamy granice z Kambodza - pierwszy raz lodzia (tzw. "wolna" - 8$/bilet). Ruszymy z Chau Doc ok. 7:00 tutejszego czasu i kolo 16:00 doplyniemy do Phnom Penh - stolicy Kambodzy.
Dzisiaj wyjechalismy rano ze wsi w delcie Mekongu (relacje umieszcze troche pozniej). Zwiedzilismy po drodze m.in. farme krokodyli i strusiow, gdzie Aga przejechala sie w siodle (na strusiach tez da sie jezdzic), a my z Krzyskiem karmilismy gadziny.
Zjedlismy potem porzadny obiad w Can Tho i przejechalismy sie busikiem do Chau Doc (3h dostyc szalenczego - znowu - rajdu miedzy skuterami, motocyklami, samochodami i ciezarowkami). Cena b. przyzwoita - 35 000 dongow/osobe. Warto chyba korzystac, ze wzgledow finansowych, z lokalnych przewozow. Tyle, ze w przypadku dlugich przejazdow moze to byc bardzo meczace - okna: pootwierane, szlugi jarane na biezaco, ogolnie ciasno... Czasem chyba mozna zaszalec (:)) i przejechac sie wygodnym, sypialnym autobusem. Oszczedza sie tez w tym przypadku kase za nocleg i cenny urlopowy czas.
W samym Chau Doc ceny nizsze, niz gdziekolwiek, gdzie bylismy - dwuosobowy pokoj za 100 000 dongow (mniej-wiecej 6,5$), w restauracjach i na targu tez tanio.
Koncze i sprobuje wrzucic pare zdjec.
Pozdrawiamy i zyczymy zdrowia - zwlaszcza tym, ktorzy choruja. Ekipie z MRR i NFOSiGW zycze udanego meczu.
PS. Spozniona odpowiedz z serii "sto pytan do..." - kaczuszka w jajku smakuje troche jak watrobka, tyle, ze ksztalt ma niestety mniej przyjazny, a wyobraznia dziala.